Na potrzeby niniejszego artykułu wyobraźmy sobie fikcyjną rodzinę.

Ania z Tomkiem poznali się w czasie studiów – to była przysłowiowa miłość od „pierwszego wejrzenia”. Tomek zobaczył Anię podczas wykładu i od razu wiedział, że to właśnie ona będzie jego żoną. Są takie momenty w życiu, kiedy po prostu wiesz i już. Nie da się tego wytłumaczyć żadną racjonalną teorią. Tak było z zakochanym bez pamięci Tomkiem. Ania na początku była sceptyczna. Przyjechała do dużego miasta z głową pełną pomysłów, ale wśród tych wielu planów ten związany z miłością i założeniem rodziny nie był priorytetem.

– Może gdzieś, kiedyś… Za dobre kilka lat. Jak znajdę dobrą pracę, ustatkuje się to możne znajdę czas na poważny związek. – pomyślała Ania.

Tomek był w gorącej wodzie kąpany – on chciał już teraz, natychmiast. Bez głębszego zastanowienia mógłby się z Anią ożenić, może nawet mieć dzieci.

– Czemu nie? Jesteśmy młodzi… Moja mama na pewno nam pomoże. Ucieszyłaby się z małego brzdąca w rodzinie. – myślał Tomek.

Jak można zauważyć w powyższym przykładzie fundamentalne różnice w zakresie wartości mogą istnieć w parze na samym początku tworzenia się związku. Jednakże przez pierwsze 2 lata trwania związku hormony odpowiedzialne za stan zakochania „wspierają” mechanizmy obronne takie jak zaprzeczanie tym różnicom w sytuacjach, kiedy wyraźnie dają o sobie znać lub racjonalizowanie czy wręcz relatywizowanie przestrzeni psychologicznej w parze, w której one wybrzmiewają. Partnerzy często myślą, że „jakoś to sie ułoży”. Różnice istnieją w każdej relacji międzyludzkiej, nie tylko w związku romantycznym. One są ważne i potrzebne z uwagi na potrzebę autonomii każdego z partnerów. Jednakże nieomówione, przemilczane różnice w zakresie życiowych wartości czy wspólnych planów na przyszłosć często okazują się pierwszym „gwoździem do trumny”. Z perspektywy psychologicznej kojąca myśl „jakoś to będzie” bywa obarczona dużym ryzykiem.

Ania jechała z pracy do domu. Dzisiejszego poranka, dokładnie 2 lata po wspólnych staraniach o dziecko, zrobiła test ciążowy. Wynik pozytywny. Patrząc na wyraźne dwie kreski poczuła mieszaninę uczuć. Nie tak wyobrażała sobie tę chwilę, kiedy w końcu zobaczy upragnione 2 kreski. Byli już z Tomkiem u kilku specjalistów – pod względem medycznym wszystko było w porządku, a mimo to nie mogła zajść w ciążę. Nagle zaczęła płakać. To był wręcz szloch z kołatającymi się po głowie myślami: „czy będę dobrą matką?”, „chyba nie jestem gotowa na macierzyństwo…”, „to nie jest najlepszy moment na ciążę”. Klakson tuż za jej autem wydarł ją z otchłani własnych, czarnych myśli. Bała się, tak bardzo się bała. Nie miała wątpliwości, że Tomek będzie przeszczęśliwy, kiedy się dowie. Pragnął ich dziecka całym sobą. Miał już wymyślone imiona, dziecięce mebelki zapisane w zakładce przeglądarki, kupioną tapetę z zajączkami, która tylko czekała na rozpakowanie. Ale ona z trudem mogła sobie wyobrazić ich wspólne życie z „małym przybyszem z kosmosu”.

Zwykle w naszym społeczeństwie oczekuje się, że wiadomość o byciu w ciąży uruchamia w kobiecie automatycznie falę szczęścia i radości, a w mężczyźnie dezorientację wymieszaną z przerażeniem. W wielu przypadkach tak jest, ale w porównywalnie wielu innych jest zupełnie na odwrót. To, jak partnerzy przeżywają okres ciąży, w jaki sposób emocjonalnie przygotowują się na życiową rewolucję związaną z narodzeniem dziecka, wpływa na ich dotychczasową relację. Mogą być w przeżywaniu spójni i wspierający wzajemne różnice, ale mogą być również osamotnieni w swoich indywidywidualnych, wewnętrznych obawach i wątpliwościach. Czas ciąży to jeden z pierwszych kluczowych momentów, w których może się pojawić ukrywanie swoich prawdziwych odczuć i obaw. Ukrycie emocjonalne wiąże się chociażby z lękiem przed niezrozumieniem lub odrzuceniem. Zejście do podziemia ze swoimi odczuciami rzadko kiedy wróży dla związku coś dobrego.

Stało się – Tomek ma kogoś. W końcu się przyznał, choć Ania czuła to od dawna. Po narodzinach Oli wszystko sie zmieniło. Tomek chyba to sobie wszystko inaczej wyobrażał. Cały czas nawijał o szczęśliwej rodzinie, że są wspaniałymi rodzicami wspaniałego dziecka. Ona nie czuła się wspaniałą matką, wręcz przeciwnie. Kiedy tylko Tomek wychodził do pracy, Ania włączała szum. Niby dla Oli, żeby spokojnie spała, ale tak naprawdę dla siebie. Sama w tym szumie się zatracała. Zamiast miłości do własnego dziecko była wypełnioną pustką, poczuciem winy i tego koszmarnego uczucia, że zawodzi wszystkich – Olę, Tomka, siebie…

– Jaka z niej wspaniała matka… – myślała z rezygnacją

Tomek chyba nie zauważał jej stanu, albo zauważyć nie chciał. Trudno to ocenić – tyle czasu minęło. Sześć lat od pojawienia się na świecie Oli, dwanaście lat od pierwszej randki, kilka godzin od kiedy dowiedziała się, że jest ta trzecia. Tomek w typowy dla siebie bezpośredni sposób przyszedł i oznajmił, że się zakochał. Miał czelność rzucić jej prosto w twarz, że zakochał się jeszcze mocniej niż w niej te 10 lat temu. Zabolało. Oj zabolało.

– I co teraz? Chcesz się rozwieźć? Jak wyobrażasz sobie to wszystko? – zapytała Tomka

– Tylko nie dramatyzuj. Ludzie się rozwodzą. – usłyszała w odpowiedzi

– Pomyślałeś o Oli czy tylko o sobie zdradzając nas z inną?

– Wytłumaczę wszystko Oli. Jest mądra i zrozumie. Wiele dzieci ma teraz rozwiedzionych rodziców i jakoś sobie z tym radzi.

W powyższym wyimaginowanym przykładzie wyraźnie widać, że kryzys relacyjny to nie jest historia, która zadziała się nagle. Być może bohaterka opowieści cierpiała z powodu depresji poporodowej, a w tym samym czasie jej mąż, ojciec dziecka radził sobie z tą nową, wymagającą sytuacją poprzez maniakalne obrony, czyli reakcje negujące nieprzyjemne stany emocjonalne połączone z wysokim poziomem zadaniowości. Możemy przyjąć hipotezę, ze wraz z pojawieniem się dziecka partnerzy znaleźli się na dwóch przeciwstawnych biegunach emocjonalności. Jednak pozostawiając na chwilę rodziców skupmy się na dziecku. W dialogu między partnerami uwidaczniają się dwie pułapki dość często spotykane w gabinetowej pracy z rodzicami, którzy się rozwodzą. Pani Ania nieświadomie włącza Olę w swój stan przeżywania. Pan Tomek zdradził Panią Anię, ale to nie jest tożsame ze zdradą dziecka. Tego rodzaju myślenie („Tata nas zostawił dla innej”) nierzadko do dziecka ugłośnione wprost  wiąże się z  wzbudzaniem jego wrogości do ojca, którego kocha i potrzebuje. Dla dzieci w każdym wieku jest to emocjonalny bagaż nie do udźwignięcia, ponieważ trudno połączyć w niedojrzałym umyśle miłość, tęsknotę i wrogość. Nieumiejętnośc połączenia tak przeciwstawnych uczuć powoduje, że dzieci decydują się na wybór jednego z rodziców (najczęściej tego, który jawi się dzieciom jako ofiara) i odrzucenie drugiego (najczęściej tego, który w ich przeżyciu jest winny całemu nieszczęściu). Do prawidłowego rozwoju emocjonalanego dzieci potrzebują obojga rodziców. W sytuacji rozwodu niezależnie od jego przyczyny i bolesnych okoliczności warto oddzielać swoje doświadczenia od dziecka. Drugą często spotykaną pułapką jest oczekiwanie od dziecka, że sobie poradzi, że jest mądre i zrozumie. Dzieci widzą, czują i rozumieją więcej niż nam się zdaję, jednakże oczekiwanie, że będą potrafiły zrozumieć dlaczego mama i tata nie są razem i mieszkają oddzielnie jest oczekiwaniem na wyrost. W takim oczekiwaniu kryje się również ryzyko, że dziecko przejmie rolę mądrego, wyrozumiałego pocieszyciela rodzica. Stawianie dziecka w takim położeniu wiążę się z zaproszeniem go do zawiłego świata dorosłych zamiast pozostawienia go w swojej dziecięcej rzeczywistości wolnej od przyjmowania typowo dorosłych ról.

Wygodna kanapa, przygaszone światło, spoglądające zza winkla spojrzenia dziecięcych misiów – Ania i Tomek siedzą w gabinecie psychoterapeuty Oli. Tomek nie lubi tu przychodzić, nie lubi tej kobiety, u której wszystko zdaje się być oskarżeniem, że to jego wina. Poza tym ta psychoterapeutka tylko komplikuje sprawę. Wymyśla jakieś zalecenia, żeby tego nie mówić tamtego nie mówić, a przecież on się stara. To, że rozwiódł się z Anką nie oznacza, że przestał kochać swoje dziecko. Nie wie czy ta cała terapia ma sens, ale Ola lubi przychodzić na sesje. Czasem ze swoją partnerką stają na głowie, żeby przywieźć Ole na spotkanie z terapeutką. A terapeutka jak zdarta płyta powtarza, że to musi tyle trwać, że terapia to proces oparty na relacji. Według Tomka to nowomowa współpczesnych psychologów, którzy wyciągają kasę od takich jak on – w skomplikowanej sytuacji rodzinnej. Szczytem było jak mu odmówiła bycia świadkiem podczas rozwodu. To za co on jej płaci? Twierdziła, że ona musi pozostać neutralna dla dobra terapii.

 Dla Ani te spotkania też są trudne, ale ze względu na konieczność zobaczenia na nich Tomka. Najchętniej usunełaby jego i wszystko, co z nim związane, ale terapeutka twierdzi, że to nie najlepsze rozwiązanie. Ania bardziej jej ufa odkąd sama poszła na terapię. Może czasem nie rozumie tej całej terapii, ale dzięki niej odzyskała nadzieję, że to wszystko można jakoś ułożyć.

Jak można zauważyć współpraca z psychoterapeutą dziecięcym może wzbudzać w rodzicach różne uczucia – od niechęci, nieufności po chęć współpracy i wsparcia własnego dziecka. Rodzic ma pełne prawo do tych uczuć, ponieważ psychoterapia dziecka wymaga czasu, zaangażowania, nierzedko nakładów finansowych. Z drugiej strony psychoterapeuta to ktoś, kto jest odbiorcą projekcji rodzica, tzn. można mu przypisać na przykład oskarżającą postawę, ponieważ sam rodzic czuje się winny całej sytuacji, ale trudno mu to w sobie zobaczyć i uznać. Poczucie winy, szczególnie nadmiarowe może mieć zgubny wpływ na proces psychoterapii, dlatego warto o tym rozmawiać. Rodzice w sytuacji rozwodu mają również oczekiwania wykonania diagnozy psychologicznej dla potrzeb sądu. Tego rodzaju działalnością zajmują się psychologowie diagności najczęściej zatrudnieni w placówkach państwowych przy sądach rodzinnych. Aby terapia dziecka, które przeżywa rozstanie rodziców była skuteczna, musi spełniać pewne określone ramy:

  1. odbywać się stale i przewidywalnie;
  2. najczęściej jest długoterminowa;
  3. opiera się o współpracę z rodzicami (z obojgiem rodziców, jeśli żadne z nich nie jest pozbawione praw rodzicielskich);
  4. na proces psychoterapii wymagana jest zgoda obojga rodziców, a sama psychoterapia nie może odbywać się w tajemnicy przed drugim rodzicem;
  5. terapeuta pozostaje neutralny.

Jeśli jesteś w podobnej sytuacji jak opisywani bohaterowie, ale masz wątpliwości czy psychoterapia własna lub dziecka jest konieczna skontaktuj się z nami.

Więcej na temat wpływu rozwodu na rozwój dziecka usłyszysz w webinarze „Trauma okołorozwodowa” w zakładce Sklep.


dr Kamila Kuprowska Stępień